... wszystko się zmienia.
Ludziom się wydaje, że ślub nic nie zmienia. Ale to nie prawda. Podjęcie decyzji o tym, że chce się z kimś spędzić resztę życia, powiedzenie tych magicznych słów (czy w to w formie kościelnej czy cywilnej - whatever) w obecności bardziej i mniej bliskich... To wszystko zmienia bardzo dużo w nas i wokół nas. Druga osoba nie jest już opcją. Jest wyborem. W moim umyśle (i mam nadzieję, że tak samo u wszystkich ślubujących) - ostatecznym. Że już na zawsze, choćby było ciężko. Ale jest się razem. I oczywiście - można równie mocno kochać kogoś i żyć razem bez ślubu. Można też wziąć ślub, bo łatwiej się wtedy żyje (papierkologia, rozliczenia, kredyty etc). Ale prawda jest taka, że naprawdę, ten jeden dzień mnóstwo w nas zmienia. Daje pewność, że nawet jeśli ktoś wyjdzie - to wróci.
Ale ślub zmienia też mnóstwo rzeczy, z których nie zdajemy sobie sprawy. Przestajemy być sami. Jesteśmy połączeni. Ja osobiście chcę wierzyć, że na więcej niż jedno życie. Siły i energie dookoła nas (i w nas samych działają inaczej), zmieniają się też nasze prywatne priorytety...
To jest, niesamowite i jednocześnie bardzo zaskakujące jak się próbuje patrzeć na to z boku.
Dobrze, z rzeczy mniej "niematerialnych" - nigdy więcej nie kupię wędliny w supermarkecie. Byłam dziś z mężem na
Targach Warszawski Smak vol 4. I kupiliśmy wędlinę i chleb i kilka innych rzeczy... I chyba zostaniemy stałymi gośćmi BioBazaru i Targów Śniadaniowych (targi w Warszawie ze zdrową/ekologiczną żywnością). Kiełbasa zrobiona z mięsa smakuje dużo inaczej niż ta sklepowa... Dużo lepiej... A o ile mój małżonek zje wszystko i najwyżej potem pocierpi o tyle, ja sporej części żywności z supermarketu po prostu nie przełknę /: Nie przejdzie mi przez gardło i już /:
Serdecznie zapraszam was też do
Smoczych Skarbów - czyli sklepu z kielichami i kieliszkami z manufaktury - bardzo fajne fantazyjne twory
I wniosek na dziś: chciałabym wygrać 6 w totka. Tylko po to, żeby móc wytrącić mężowi argument, że mieszkanie teściowej jest większe niż nasze (nie da się kłócić, tu 30, tam 70 metrów /: ) i żeby założyć sobie małą cukierenkę i dłubać sobie tam codziennie inne ciasta. Yummy
Póki co mam poniedziałkową, stałą, grupę odbiorców w postaci spotkania ze znajomymi. Od września piekę na spotkania ciasta i jeszcze się nie powtórzyły
Zaraz będę tworzyć wuzetkę
I mimo że życie nie jest idealne, nie zawsze mamy to czego chcemy (echhh.. moja szóstka w totka...) to i tak jest fajnie. I można robić to co się chce. Tylko czasem trzeba pójść na kompromis... Ale to przecież nie oznacza, że dana opcja jest gorsza.